Quantcast
Channel: » coke
Viewing all articles
Browse latest Browse all 3

Coke Live Music Festival 2011 – krótka relacja!

0
0

Druga połowa sierpnia – każdy zapalony festiwalowicz dobrze wie, że właśnie wtedy odbywa się krakowski Coke Live Music Festival. Nie inaczej było w tym roku.

Wzorem ubiegłego roku dzięki firmie Edelman miałem możliwość wybrania się także na tegoroczną, szóstą edycję festiwalu, którego organizatorem tradycyjnie był Alter Art (AA zawdzięczamy ponadto Burn Selector Festival, a przede wszystkim Heineken Open’er Festival). Szósty Coke odbył się 19 i 20 sierpnia na terenie Muzeum Lotnictwa. Line-up był dosyć obiecujący, aczkolwiek na liście gwiazd brakowało artystów, którzy należą do ścisłego grona moich ulubieńców – oczywiście poza White Lies, których jednak już na żywo słyszałem. Za największą atrakcję imprezy powszechnie uznawany był Kanye Westa. Ja jednak miałem przeczucie, że ego rapera zanadto mnie przytłoczy, za to dużo bardziej interesował mnie koncert często współpracującego z nim Kid Cudiego, którego nie dość, że słucham znacznie częściej niż jego kolegi po fachu, to jeszcze darzę nieco większą sympatią. Skończyło się więc na tym, że Westa na żywo nie słyszałem. I mimo tego, że w krążących po sieci relacjach z Coke’a wszyscy rozpływają się nad jego widowiskiem, mnie nie towarzyszy poczucie, że przegapiłem jakieś arcyciekawe show (aczkolwiek nie wątpię w to, że podczas krakowskiego koncertu Kanye spisał się na medal, bo – jak wiemy – West jest perfekcjonistą i nie pozwala sobie na fuszerkę). Z grona raperów ciekawy koncert mógł dać także Q-Tip. Ten jednak niemal w ostatniej chwili odwołał swój występ, a na jego miejsce wskoczył zespół Everything Everything (nie byłem na tym koncercie, ale Interia twierdzi, że nie był udany; może Wy byliście i to potwierdzicie?).

Ponieważ od festiwalu minęło już trochę czasu, a moja relacja nie ukazała się planowo ze względu na kilkudniowy ograniczony dostęp do internetu, nie będę już zarzucał Was zbyt dużą dawką moich przemyśleń. Tym bardziej że tegoroczne wakacje (prawie) przeszły już do historii i pewnie nie w głowie Wam już czytanie o letnich festiwalach. Jednakże jako że jest to bez wątpienia ważne muzyczne wydarzenie, uznałem, iż zasługuje ono na osobny wpis, choćby nieco „przeterminowany”. Dodatkowo przyznaję się Wam do tego, iż plan rozkoszowania się muzyką graną przez największe gwiazdy tegorocznej edycji CLMF nieco pokrzyżowały mi pewne inne sprawy i z tego względu nie skorzystałem z oferty opisywanej imprezy w pełnym zakresie. A na domiar złego posłuszeństwa odmówił mi sprzęt, którym chciałem uchwycić na fotkach kilka najfajniejszych momentów Coke’a. Jak zatem widać, szczęśliwy los nie był w tych dniach moim sprzymierzeńcem, ale najważniejsze jest to, że spędziłem na festiwalu miłe chwile, a zapewniła je nie tylko muzyka, ale i udana pogoda.

Jak słusznie zauważył jeden z moich znajomych (i czytelników bloga), tegoroczny Coke dawał fanom indie rocka (być może) niepowtarzalną okazję, by porównać ze sobą grupy White Lies, Interpol i Editors. Wszystkie kapele zdają się mieć sporo wspólnego z legendarnym Joy Division i od tego porównania trudno im się odżegnywać. Zaproszenie ich na jeden festiwal było moim zdaniem bardzo mądrym posunięciem ze strony organizatorów. Ubolewam jednak nad tym, że nie pomyślano o tym, by główną scenę udostępnić także Kid Cudiemu. Mimo że nie jest to najpopularniejszy obecnie raper świata, jestem zdania, iż bardziej zasługiwał na Main Stage niż choćby You Me At Six. Zresztą, jeżeli czytaliście niektóre relacje z imprezy, pewnie już wiecie, że Scott Mescudi (a tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko) dał w Krakowie świetny koncert i myślę, że w razie jego powtórnej wizyty w Polsce (na którą czekam) w ramach CLMF organizatorzy nie popełnią już tego samego błędu i bez namysłu „wrzucą” go na główną scenę. Na Main Stage poza wymienionymi artystami występowali prócz tego: The Kooks, Kanye West i Everything Everything oraz Pablopavo & Ludziki. Na tegorocznym Coke’u poza Pablopavo rodzime podwórko reprezentowali m.in. Parias, Gooral, Out Of Tune, Fonovel, a przede wszystkim zwycięzcy Coke Live Fresh Noise, którego finałowy koncert relacjonowałem na blogu kilka miesięcy temu (tutaj), zespół Vallium. Wielka szkoda, że zabrakło miejsca dla elektronicznego duetu Last Blush. Ale dla niego bardziej odpowiednia będzie, jak sądzę, scena przyszłorocznego Selectora.

Po Coke’u najlepiej wspominać będę koncert wymienianego tu już Kid Cudiego. Raper, zgodnie z moimi oczekiwaniami, pokazał klasę, rozkręcając publikę niczym gwiazda pierwszego formatu, za którą póki co nie jest uznawany. Duża w tym zasługa jego – godnego pozazdroszczenia – fajnego usposobienia oraz dobrej setlisty. Jego drugi w karierze długogrający krążek znalazł się w moim podsumowaniu roku 2010 (tutaj), a niedawny koncert w Krakowie dowiódł, iż pochodzące z tego albumu kawałki sprawdzają się nie tylko jako kolejne pozycje albumowej tracklisty. Raper nie ograniczył się tylko do utworów z „Man on the moon II: the legend of Mr. Rager„. Poza kilkoma numerami z pierwszego longplaya, na czele z hitowym „Day ‚n’ nite”, wykonał także imprezowe „Memories” z repertuaru Davida Guetty, w którym to właśnie jemu francuski DJ i producent powierzył partie śpiewano-mówione. Gdy Mescudi serwował nam wspomniany hicior, publika podskakiwała, wymachiwała rękoma i śpiewała razem z Amerykaninem – balanga była zatem pierwszorzędna. Na szczęście podczas koncertu nie zabrakło także piosenki, za którą Cudiego lubię najbardziej – mowa o opisywanym na blogu na początku lipca (tu) singlu „Marijuana”. Ten numer nadal pochłania mnie do reszty. Możecie być pewni, że w moim podsumowaniu roku 2011 znajdzie się dla niego miejsce – i to na pewno nie na końcu stawki.

Cieszy mnie to, że w tym roku obok mocnej reprezentacji kapel rockowych (czy raczej indie rockowych) dużo miejsca wygospodarowano również dla artystów hiphopowych, chociaż ja sam niekoniecznie czuję się blisko z tym gatunkiem związany. Przyznam jednak, że bardzo liczę na to, iż do line-upu w kolejnych latach wkroczą także jakieś nazwiska z popowego mainstreamu. Wiem wprawdzie o tym, że Alter Art chce, aby Coke był imprezą bardziej alternatywną niż mainstreamową, tyle że martwi mnie fakt, iż główny nurt coraz mocniej wypychany jest z polskich imprez stadionowych i namiotowych (chodzi mi zatem o imprezy typu Open’er, nie zaś pokroju festiwalu opolskiego), a przecież nie wszystko, co bardzo popularne, musi być jednocześnie wątpliwe pod względem jakości. Nie uważam bowiem, by pojawienie się na Coke’u takiej – dajmy na to – Christiny Aguilery należało postrzegać jako powód do wstydu. Ja na pewno nie miałbym wątpliwości, czy warto wybrać się na jej koncert, zważywszy że byłby to jej pierwszy występ w naszym kraju. Takich artystów, a zwłaszcza artystek, których pojawienie się na liście gwiazd nie osłabiłoby pozycji festiwalu, a prędzej przyciągnęło dodatkową publikę, mógłbym wymienić znacznie więcej. Wolę jednak sprawdzić, czy Wy macie jakieś własne pomysły. Czekam na propozycje…

Nadal podtrzymuję to, co napisałem rok temu, relacjonując piątą edycję CLMF (tutaj). A mianowicie: w dalszym ciągu żal mi, że odpuściłem sobie odbywający się w ramach Coke’a w roku 2009 koncert The Killers. Może by tak zrobić powtórkę z rozrywki i ponownie ściągnąć do Krakowa pana Flowersa z kolegami? Myślę, że znaleźliby się jacyś entuzjaści tego pomysłu… Może ktoś z Was?


Viewing all articles
Browse latest Browse all 3

Latest Images

Trending Articles